Pech? Fatum? Jakieś przekleństwo wisi nad naszym miastem? Można tak pomyśleć, gdy się od jakiegoś czasu śledzi losy Wągrowca, a zwłaszcza jego władze samorządowe…
Właśnie kończy się czas, gdy burmistrzowie i wójtowie mierzą się z oceną radnych, którzy decydują o przyznaniu im (lub nie) wotum zaufania oraz udzieleniu absolutorium (ocena gospodarowania miejskimi finansami). Prawie wszyscy okoliczni włodarze takie wotum i absolutorium uzyskali jednogłośnie. Prawie wszyscy, bo jest jeden tylko wyjątek. To burmistrz Wągrowca.
Zaskoczenie? A skądże. Nikt, kto śledzi losy naszego samorządu nie jest zdziwiony. Od dłuższego czasu trwa tam bowiem swoisty pat. Burmistrz i jej 9-osobowy klub, który jest w mniejszości, swoje, a większościowa opozycja swoje. Burmistrz Alicja Trytt i jej radni tłumaczą, że wszystkie ważne dla nich pomysły są odrzucane przez opozycję i z taką radą współpraca właściwie jest niemożliwa. W odpowiedzi opozycyjni rajcy odbijają piłeczkę, twierdząc że ta fatalna współpraca to wina drugiej strony.
Właściwie każda sesja rady miejskiej to pokaz wzajemnych uszczypliwości i zarzutów. Doszło już do tego, że padają jakieś sugestie, które druga strona odbiera jako zawoalowany szantaż. Są nawet głosy, że o niektórych działaniach dowiedzieć powinny się… odpowiednie służby! Ufff…
Nietrudno się domyślić, że w takiej atmosferze nie ma mowy o sensownym działaniu. Mamy więc to, co mamy. Niestety, tak się rządzić nie da. Można by oczywiście machnąć ręką, zażartować, że to „piaskownica”, ale do cholery chodzi o nasze miasto! To nie tylko jakaś tam polityka samorządowa. Decyzje burmistrza, jej urzędników i radnych mają wpływ na to jak Wągrowiec wygląda i co gorsza, jak wyglądał będzie w najbliższych latach.
Jest jakieś rozwiązanie? Czy czekają nas kolejne cztery lata czegoś takiego? Czy radni dogadają się z burmistrzynią? Boję się, że będzie o to coraz trudniej. Może ktoś z Was ma jakieś sensowne rozwiązanie? Bo coś mi się wydaje, że jeśli nie my, to kto?
Krzysztof Czapul