Okno na Wągrowiec
Image default

Niż, chłód, opady, zwyczajny spleen. Grudzień w Szwecji nie zachęca. Za to atmosfera gorąca. Za nami wielki dzień. Najwybitniejsi w swoich dziedzinach odebrali z rąk króla Szwecji najbardziej prestiżowe wyróżnienie na świecie – Nagrodę Nobla.

Pod budynkiem sztokholmskiej filharmonii, od rana marzły tłumy pragnące zobaczyć noblistów, zaproszonych gości oraz rodzinę królewską. Ci, którzy nie marzli zapewne zasiedli przed telewizorami. Od paru dni cała Szwecja po prostu żyje ceremonią i towarzyszącym jej bankietem. Telewizja transmituje przygotowania, prasa skrupulatnie wylicza ile tysięcy kwiatów różnych gatunków przyjedzie specjalnie z Włoch, ile tysięcy sztuk wyjątkowej porcelany zużyją organizatorzy, iloma obrusami nakryją stoły, ilu kucharzy będzie gotować, ilu kelnerów podawać, jak usadzeni zostaną goście.

         W tym miejscu trudno nie zadać pytania: kto to wszystko finansuje? Fundatorem całej imprezy jest Alfred Nobel – szwedzki przedsiębiorca i wizjoner. Naukowiec i pasjonat sztuki. Wynalazca, poliglota, miłośnik opery, poeta.
 Choć wynalazł śmiercionośną broń, jego celem nie była zagłada ludzkości, lecz rozwój nauki. Sam poświęcił dla niej wiele. Przy próbach nad dynamitem wysadził własną fabrykę. W wybuchu zginął jego brat i kilku pracowników. Dorobił się na wojnie, ale paradoksalnie był orędownikiem pokojuTo swoiste rozdwojenie doprowadziło do tego, że w swoim testamencie ufundował nagrodę dla „tych, którzy z korzyścią przyczynią się dla ludzkości, w tym dla pokoju. Postanowił więc uhonorować wybitne postaci z dziedziny chemii, fizyki, medycyny i literatury, a także przyznać nagrodę pokojową. Z przyczyn obiektywnych Albert Nobel  nie ma możliwości osobistego dokonywania nominacji. W jego imieniu robi to Fundacja, powołana do rozporządzania zarówno jego majątkiem, jak i administrowania nagrodą.

         Otrzymać Nobla to jedno, odebrać go to zupełnie co innego. Szymborska, jak to poetka, podeszła do sprawy metaforycznie i lekko neurotycznie. Dla niej była to tragedia sztokholmska, Tokarczuk dosadnie i jednoznacznie stwierdziła, że to maskara. O co im chodzi? Ano o to, że taki noblista oprócz zaszczytów i dyplomów ma mnóstwo roboty. Musi napisać wykład noblowski, a następnie go wygłosić. Musi odbyć szereg spotkań autorskich, odpowiednio się zachować, ubrać, pokazać, zamienić słowo z tym i owym, na przykład z królem. Nie, żeby nie chciał, czy nie potrafił. Po prostu oczy całego świata w tym jednym momencie zwrócone są na niego, a każde potknięcie zauważone i wypunktowane. To wielkie chwile dla laureatów, moment uznania ich pracy i dokonań.

         Eksperci zapewniają jednak, że nie ma się czego bać. Serca monarchów i obserwatorów można zdobyć powściągliwą naturalnością. Jeśli dodać do niej odrobinę elegancji i znajomość kilku zasad etykiety dworskiej, sukces jest gwarantowany. Nobliści uczą się ich podczas próby generalnej. Chodzą, wstają, siadają, odbierają dyplomy, ściskają „królewską” prawicę. Mylą się przy tym, plączą kroki i ukłony. A w wszystko to przy zachęcających oklaskach dziennikarzy, którym pozwolono uczestniczyć w szkoleniu. Mimo wszystko wpadki się zdarzają, i to najlepszym. Wzruszona Szymborska, która pogubiła się w rytuale ukłonów, z wrodzonym sobie wdziękiem wyznała, że przecież „Nikt nie ma wprawy w otrzymywaniu Nagrody Nobla. Nikt nie ma także wprawy w wyrażaniu za nią wdzięczności…..”

          Wczoraj Nagrodę Nobla z rąk króla Szwecji przyjęła Olga Tokarczuk. W welurowej sukni w kolorze atramentowym prezentowała się pięknie i dostojnie. Wręczenie złotego medalu oraz dyplomu odbyło się w Sali Wielkiej Filharmonii Sztokholmskiej. Dominujące barwy otoczenia to czerwień, ciepły brąz i oczywiście złoto. Fenomen twórczości naszej czułej narratorki przybliżył podczas laudacji pisarz Per Wästberg, członek Szwedzkiej Akademii. Następnie uczestnicy ceremonii udali się do Ratusza, by wziąć udział w uroczystym bankiecie.

         Wydawałoby się, że nadeszła dla nich chwila wytchnienia. Niestety, podczas bankietu ceremoniał dworski nadal obowiązuje. Nic tu nie jest przypadkowe. Wszystko zaplanowano w najdrobniejszych szczegółach. Kwiaty, którymi udekorowano Salę Błękitną sprowadzono z San Remo, gdzie pod koniec życia mieszkał Nobel. Schody, którymi spływa orszak królewski, nobliści i zaproszeni goście, wyłożono czerwonym suknem. Arie operowe, które rozbrzmiewają w tle, dobrano zgodnie z gustem muzycznym Nobla. Na stołach ustawiono specjalną, noblowską zastawę. Jedyną niespodzianką, jaka czekała na gości, było menu. Przygotowują je niezmiennie, od lat kucharze restauracji Stadshus Källaren, która działa w sztokholmskim ratuszu.

Choć menu jest tajemnicą do ostatniej chwili, wiadomo, że na stole na pewno nie pojawi się wieprzowina, ponieważ w bankiecie biorą udział muzułmanie, a wegetarianie lub weganie otrzymają dania dostosowane do ich diety. Tu nie ma mowy o żadnej wpadce. Przed przyjazdem do Szwecji goście wypełniają specjalne ankiety, w których informują o swoich preferencjach.

Niemniej układanie menu i tak jest sztuką niełatwą. Potrawy mają być równocześnie: szwedzkie, raczej lekkie, łagodne. Po szwedzku niewyszukane, a jednak wykwintne. W roku 1980, gdy w bankiecie uczestniczył Czesław Miłosz, podano wędzonego łososia ze szpinakiem i jajko w koszulce, jako danie główne filet z renifera z kurkami i sosem akvavit. Na deser lody. Wisławę Szymborską uraczono galaretką z homara i kalafiora z kawiorem oraz galantyną z piersi perliczek faszerowanych pietruszką, grzybami i kaszą oraz pieczonymi warzywami i ziemniaki po lapońsku. Dlaczego po lapońsku? Podobno wyglądały i smakowały jak najzwyklejsze puré. Podano trzy gatunki win: Champagne Pommer (rocznik 1990), czerwone Chambolle-Musigny (1992) i r białe Chateau Lafauńe-Peyraguey (rocznik 1990). Na deser Glace Nobel, sorbety obłożone watą cukrową mającą imitować śnieg. Kolację zakończyła kawa. Podana, niestety, bez koniaku, co ze zgorszeniem odnotowała następnego dnia prasa szwedzka.

         Co podano wczoraj Oldze Tokarczuk? Jakie wegetariańskie specjały ujrzała na swoim talerzu Najpewniej opowie o tym sama. Oficjalne menu przedstawiało się następująco: na przystawkę kawior z sielawy bałtyckiej z ogórkiem, marynowaną kalarepą, kremem koperkowym i sosem chrzanowym. Danie główne to kaczka nadziewana czarnymi kurkami z dodatkiem cytrynowego tymianku, ziemniaki z karmelizowanym czosnkiem, złota odmiana buraków. Do tego kapusta włoska z wędzonymi grzybami shiitake, pieczoną cebulą i olejem świerkowym. Na deser maliny w trzech odsłonach: jako, mus, kisiel i sorbet, podsypane liofilizowaną czekoladą. Oczywiście wybór win, alkoholi, woda, kawa i herbata.

         Jeśli ktoś miałby ochotę spróbować któregokolwiek z powyższych dań, wystarczy zarezerwować stolik oraz wskazać konkretny rok. Kucharze z Stadshus Källaren przygotują je z radością. Największym wzięciem cieszy się podobno menu z pierwszej kolacji noblowskiej z 1901 roku. Koszt kolacji ok 600 PLN/od osoby.

Wszystkim noblistom serdecznie gratulujemy, a Oldze Tokarczuk życzymy niesłabnącej siły i wytrwałości.

Czytaj także

Dzisiaj na wągrowieckim cmentarzu zgubiono BRANSOLETKĘ. Na znalazcę czeka NAGRODA [FOT|O]

Redakcja

Do kogo trafi Koziołek? Można zgłaszać kandydatów

Redakcja

Kolacja wigilijna dla seniorów

Redakcja