Okno na Wągrowiec
Image default

Gorączka świąteczna za nami. Gorączka sylwestrowa w toku. Fryzury, kiecki, makijaże fajerwerki. Cały ten blichtr, który powoduje, że stary, brzydki rok odchodzi z hukiem, a w jego miejsce wskakuje Nowy – szczęśliwy i obiecujący. Zawsze jednak znajdzie się jakiś malkontent który powie: „oby nie był gorszy od poprzedniego”. Nie ma mowy! Nie będzie! To przecież postanowione. Może być tylko lepszy, bardziej pomyślny, zdrowszy, bogatszy, pełniejszy, wznioślejszy, szczuplejszy.

Postanowienia noworoczne. Któż ich nie zna? Któż ich nie ma? Kto choć raz nie naobiecywał sobie niemożliwego, by wraz ze spadkiem okołosylwestrowej gorączki porzucić czcze mrzonki? Nawet Bridget Jones, niekwestionowana królowa postanowień, w końcu wyznała: ”…Właściwie myślę, że to niemożliwe, aby zacząć realizować postanowienia noworoczne od razu pierwszego stycznia. Odczuwamy jeszcze skutki sylwestra. Palacze są wciąż w nikotynowym ciągu i trudno oczekiwać, aby wraz z wybiciem północy natychmiast przestali palić. Przechodzenie na dietę od razu po sylwestrze też nie jest dobrym pomysłem, bo nie możesz odżywiać się racjonalnie. Nie powinno się ograniczać jedzenia, bo przecież trzeba jakoś uciszyć kaca. Myślę, że znacznie sensowniej byłoby realizację postanowień noworocznych zacząć od drugiego stycznia. …”

            Cóż, widzimy jasno, że dzień przełomu, tym samym  pierwszy dzień naszej ambitnej przemiany to zarazem pierwszy dzień odkładania na jutro. Po za tym, gdyby tak poszukać dziury w całym, postanowienia noworoczne dotyczą Nowego Roku, który nieodmiennie przypada pierwszego stycznia. Tak zapisano w kalendarzu. Reszta Nowego Roku to już jakby stary rok. Odhaczone. Usprawiedliwione.

            Nie zamierzam bynajmniej odwodzić nikogo od czynienia postanowień. Jeśli jednak Twoim celem na rok 2020 jest radykalna zmiana sposobu odżywiania, marzy Ci się figura szparaga lub jakikolwiek inny gabaryt, wiedz jedno: wszystko zapisane jest w gwiazdach. Widać w nich każdy gram Twojego ciała. Ile będziesz go mieć, dlaczego musisz się starać bardziej niż inni i czy w ogóle warto? Oto żarłoskop poglądowy, niestety prawdziwy.

KOZIOROŻEC

Straszy otoczenie swoim wyglądem dopóty, dopóki nie obliczy, jakie musi ponosić wydatki z racji swej nadmiernej tuszy. Nie zawsze może znaleźć w sklepach to, co będzie idealnie pasowało. Decydując się na krawcową, materiału na sukienki musi teraz kupować trzy razy więcej, nie mówiąc już o kosztach szycia. Lekarstwa, a koszty leczenia?! Odkąd przybyło jej 15 kilo, dopadły ją rozmaite dolegliwości i choróbska! Nie stać jej na to, by być grubą! Musi schudnąć, i to natychmiast!

Kurację odchudzającą przeprowadza najprostszą i najskuteczniejszą z metod – po prostu zaciska zęby i nie bacząc na burczenie w brzuchu i częste omdlenia, przez kilka tygodni nic nie bierze do ust, zadowalając się samą tylko wodą.

Szybko z zapasionego babska zmienia się w atrakcyjną kobietę, młodszą z wyglądu o kilka lat i bogatszą z miesiąca na miesiąc o kolejne zaoszczędzone kilka groszy.

WODNIK

Twórcza również w kuchni. Jak najbardziej w jej stylu jest podać ziemniaki w sosie z błękitnego sera zapiekane w szampanie, z dodatkiem pasty śledziowej, krewetek i gorących malin. Tak wymyślne i raczej niejadalne specjały wjeżdżają na stół często bez żadnej okazji. Ponieważ rodzina woli jednak zwyczajnego schaboszczaka, egzotyczny obiad pozostaje nietknięty i pani Wodnik, nie chcąc, by się zmarnował, konsumuje go sama. W ten sposób nawet przy braku skłonności do tycia może zaokrąglić się ponad miarę, co nie uchodzi uwagi jej „serdecznych” przyjaciółek. – A cóżeś się tak spasła? – dziwią się, oglądając wały tłuszczu na jej odsłoniętym karczku. Przekonana, że jest ósmym cudem świata, pani Wodnik tego rodzaju uwag bardzo nie lubi. Podejmuje więc błyskawiczną decyzję o odchudzaniu. Jest to zakrojona na szeroką skalę operacja z udziałem lekarza, znachora, masażysty, trenera, psychoanalityka, a nawet astrologa. Dieta jest ścisła, właściwie niczego nie wolno jej jeść, gdyż nawet tak niegroźne pokarmy jak warzywa czy owoce wykreśla z jej jadłospisu astrolog na czas pełni Księżyca. Wychudzona i tak osłabiona, że ledwie trzyma się na nogach, trafia w końcu do szpitala z powodu szkorbutu, anemii i ogólnego wycieńczenia organizmu.

RYBY


Z uporem poszukuje takiej metody na schudnięcie, przy której mogłaby codziennie i popić, i najeść się do syta. Leży na kanapie z zamkniętymi oczami, powtarzając w kółko: „Muszę być szczupła!”, „Muszę schudnąć!”.Łyka cudowne tabletki, rzekomo wysysające tłuszczyk, kąpie się w płynach, rzekomo odchudzających, i godzinami wpatruje się w niebieską ścianę, bo gdzieś wyczytała, że ten kolor hamuje apetyt. Gdy okazuje się, że wszystkie te sposoby są zawodne, jedzie na wczasy odchudzające. Tam wbrew zakazom kierownictwa opycha się po kryjomu i miga od zajęć sportowych. Z kurortu wraca załamana, gdyż z całego turnusu tylko jej jednej nie udało się schudnąć. – Teraz to może mi pomóc tylko Matka Przenajświętsza… – stwierdza z desperacją i zamawia na plebanii mszę w intencji schudnięcia. Bozi, jak się okazuje, nie obchodzą jej nadprogramowe kilogramy. Coraz bardziej gruba, załamana i wściekła Ryba wini za swoje nieszczęście złą przemianę materii, geny, męża, dzieci, a zwłaszcza swojego szefa, który wpędził ją w tę nadwagę. W rezultacie problem swej tuszy postanawia powierzyć psychoanalitykowi. Ten, widząc, że ma do czynienia z osobą całkowicie pozbawioną charakteru, nawet nie próbuje skłonić jej do umiaru w jedzeniu. Wmawia jej tylko podczas każdego seansu, że kobiety puszyste są bardziej atrakcyjne.

 BARAN

Dumna ze swojej figury, lecz do czasu. Po urodzeniu dziecka lub gdy przekroczy czterdziestkę, odkrywa z najwyższym zdumieniem, że sukienki, które jeszcze kilka miesięcy temu leżały na niej jak druga skóra, teraz pękają w szwach przy gwałtowniejszych ruchach. A tu i ówdzie wylewa się z nich coraz pulchniejsze ciało. Trudno! Biorę się za odchudzanie! – postanawia, przekonana na sto procent, że zrzucić pięć kilogramów to dla niej tyle, co pstryknąć palcami. Niestety, ma z tym sporo kłopotów, silna wola bowiem nie jest mocną stroną pani Baran. Jeśli nawet wytrzyma trzy dni na soczkach, czwartego rzuca się na lodówkę, wyjadając z niej wszystko, łącznie z kostkami lodu. Balansując całymi latami między głodówką i obżarstwem, robi się strasznie nerwowa. Ma przy tym takiego pecha, że uspokaja ją nie relanium, lecz ciastko z kremem. Mimo nieustających porażek walczy z kilogramami do upadłego. Na temat diet, kalorii i psychologicznych aspektów odchudzania wie więcej niż niejeden specjalista od żywienia. Jeśli napisze na ten temat książkę, będzie to na pewno odkrywcze, wiekopomne dzieło. Dzięki niemu odchudzą się wszyscy czytelnicy, lecz nie autorka.

BYK

W dzieciństwie nie marudzi nad talerzem jak inne dzieci, wręcz przeciwnie – rodzicom puchną uszy od jej ustawicznego „jeść” lub „kup mi lody”. W szkole zyskuje z mety ksywę „gruba”, lecz nie ma z tego powodu żadnych kompleksów. Kolekcjonerka książek kucharskich. W jej domu wszystko kręci się wokół szaszłyków, befsztyków, przetworów, wypieków i przekąsek, a potrawy jej autorstwa to poematy godne królewskiego stołu. Z latami zamienia się, niestety, w beczkę tłuszczu, która nie mieści się ani w maluchu, ani w małżeńskim łożu. Pytana, dlaczego nie zacznie się wreszcie odchudzać, odpowiada z właściwą sobie prostodusznością, że woli być gruba niż głodna. Z czasem lekarze zaczynają bić na alarm, bo kręgosłup nie wytrzymuje kilogramów cielska. Również małżonek błaga, by nieco schudła, gdyż wstyd mu przed kolegami, że związał się z takim monstrum. Przestraszona perspektywą gorsetu ortopedycznego, zawału serca i rozpadu małżeństwa, oznajmia, że od dzisiaj się odchudza i raz na zawsze wyrzeka się kolacji. Mimo że wieczorami faktycznie nic nie je, wskazówka na łazienkowej wadze nie wychyla się w lewo nawet o milimetr. Za to w prawo coraz dalej. Tę niepojętą zagadkę rozwiązuje w końcu ktoś z domowników, gdy idąc w nocy zrobić siusiu, zerknie przypadkiem do kuchni. Zobaczy tam panią domu (nierzadko przy wygaszonym świetle) objadającą się z apetytem ulubionym wędzonym boczkiem!

BLIŹNIĘTA

Powód rozpaczy obojga rodziców. Na siłę muszą Jej pakować do buzi zupkę, namawiając: „za mamusię, za tatusia, za babcię, za pieska…”. Jako nastolatka wykręca się od jedzenia jak piskorz, a przygotowane do szkoły kanapki oddaje koleżankom. Jedzenie nie obchodzi jej również w późniejszym wieku. Często dopiero wieczorem przypomina sobie, że nic dziś nie miała w ustach i, aby pozbyć się burczenia w brzuchu, przełyka z niesmakiem kawałek jabłka lub sucharka. Strzelista figura modelki, która niegdyś była jej głównym atutem, po czterdziestce staje się, niestety, wadą. Chuda, płaska, koścista wygląda Bliźniaczka tak mało ponętnie, że nawet jej rodzony mąż nie tyka jej całymi miesiącami. W przeciwieństwie do innych kobiet, zaprzątniętych myślami, jak schudnąć, ona robi wszystko, by się zaokrąglić. Ze wstrętem zjada góry ciastek, czekolady i pije szklankami gęstą, tłustą śmietanę. Niestety, jej ruchliwość, pobudliwość, temperament i zamiłowanie do wszelkich sportów sprawiają, że choćby zjadła konia z kopytami, spala wszystkie kalorie w ciągu kwadransa i nie osiągnie w życiu wagi większej niż 50 kilogramów. Ma wielkie pretensje do lekarzy, psychoanalityków i redaktorów pism kobiecych, że zajmują się wyłącznie grubasami, lekceważąc problemy kobiet z niedowagą.

RAK

Wprostu uwielbia, zresztą jak jej babka, ciężko strawną, kaloryczną kuchnię. Jest święcie przekonana, że tylko wówczas uszczęśliwi swoją rodzinę, gdy porządnie napcha wszystkim brzuchy. Nie dość, że innym na siłę wciska jedzenie, to również sama obżera się cały dzień. To skubnie chlebka spróbuje bigosu, to doje po mężu wczorajsze kartofle. Często wraz z dziećmi opycha się słodyczami. Ani się więc spostrzeże, jak sadełko zaczyna obrastać ją z każdej strony, a jej nogi zamieniają się w dwa słupy bez wcięcia w kostce. Chodzi po domu otyła i rozmemłana, głowiąc się, co by tu dziś upitrasić – schabowe, gulasz, a może golonkę? Podczas obiadu zadręcza rodzinę pytaniem: czy dobre? Jeśli wyczyta z czyjejś twarzy, że kotlety wyszły jej tym razem średnio, traci humor do wieczora. Koleżanki z lat młodości, gdy spotykają w delikatesach lub supermarkecie przy dziale z mięsem i wędlinami to stukilogramowe uosobienie macierzyństwa,  kiwają z politowaniem głowami:- A taka była z niej kiedyś szczupła i inteligentna dziewczyna… Nawet nie przyjdzie jej do głowy, że mogłaby się odchudzić. Po co? W imię czego? Ma już przecież męża, dzieci, nie musi się nikomu podobać!Jeśli zdecyduje się na dietę, to tylko na polecenie lekarza i pod warunkiem, że „najpierw omówi to z mężem”.

LEW

Waży się co najmniej dwa razy dziennie, mierzy talię i biodra, ogląda się nago w lustrze z każdej strony. Stosuje kąpiele wyszczuplające, masaże i lekarstwa na dobrą przemianę materii. Gorzej z dietą. Bo choć w czterech ścianach  może zadowolić się soczkiem i grejpfrutem, w towarzystwie nie będzie sobą, jeśli dobrze nie poje i nie popije. Okazji do solidnej wyżerki ma mnóstwo, gdyż uwielbia knajpy, bankiety i bywanie w dostatnich domach. Ona miałaby nie spróbować kaczki w sosie różanym?! Panierowanych małży?! Węgorza nadziewanego wieprzowiną?!Z miną wytrawnego smakosza zmiata wszystko z talerza, zamawia kolejne dania i spełnia wszystkie toasty, zapominając, że każdy kieliszek to kaloryczna bomba.
Z niektórych przyjęć wraca do domu tak objedzona, że nie obywa się bez sensacji żołądkowych i pogotowia. Często tylko w ciągu jednego bankietowego weekendu zaprzepaszcza efekt wielotygodniowej głodówki i fantastyczną linię. Następnego dnia w ruch idzie pas wyszczuplający i sukienka o kroju maskującym tuszę. A mąż dowiaduje się, że od dzisiaj jego Lwica będzie żywiła się samymi kiełkami. Do następnego bankietu.

PANNA

Doskonale wie, że szczupła sylwetka to najlepsza gwarancja długowieczności i zdrowia, więc w zasadzie przez całe życie pozostaje na ścisłej diecie. To głównie Panny zasilają szeregi wegetarian, a właściciele sklepów ze zdrową żywnością robią na nich majątki.

Jej kuchnia przypomina laboratorium: każdy produkt spożywczy jest tutaj obwąchany, obejrzany przez lupę, wymyty kilka razy, zważony, przeliczony na kalorie i sprawdzony wahadełkiem. Łazienkowej wagi używa Panna częściej niż telewizora. Wskakuje na nią kilka razy dziennie, a wynik zapisuje zawsze w specjalnym kajeciku. Jeśli przypadkiem odkryje u siebie choćby pół zbędnego kilograma, wpada w panikę i narzuca sobie jeszcze bardziej drakońską dietę, wspieraną ćwiczeniami gimnastycznymi i medytacją. Efekt tych wieloletnich wyrzeczeń i starań jest rzeczywiście imponujący. Pozbawiona kokieterii Panna jest jednak daleka od tego, by eksponować walory swojego ciała. Otoczenie nawet się nie domyśla, że pod jej niemodną, workowatą sukienką kryje się figura modelki.

WAGA

Osobnik spod innego znaku nigdy nie zrozumie, jak wielkie koszty ponosi każdego dnia Waga, rezygnując ze swoich ukochanych słodyczy. Stoi, biedaczka, przed wystawą piekarni i pożera oczyma  Torty, eklerki, pączki i inne smakołyki.
Zagląda do sklepu Wedla lub Goplany i prawie ze łzami w oczach wdycha aromatyczny zapach czekolady. Na przyjęciach cierpi bardziej niż u dentysty. Z rozpaczą odsuwa od siebie półmiski, błaga, by nic jej nie nakładać na talerz, a potem posępna, załamana wpatruje się w innych, gdy zmiatają wszystko i beztrosko opróżniają kieliszki. Od czasu do czasu robi wyjątek i pozwala sobie na kawałek  żółtego sera i maleńkie ciasteczko. Strach przed konsekwencjami tego kroku jest jeszcze większą torturą. Przez całe życie czuje się Waga mniej więcej tak, jak alkoholik w pierwszym tygodniu po odstawieniu wódki. Jej myśli stale krążą wokół jedzenia, a w snach widzi stoły uginające się pod ciężarem ciast, wędlin i i steków. Nie dziwmy się więc, że jest często przykra, złośliwa lub arogancka. Wszystko – a zwłaszcza piękna figura – ma swoją cenę…

SKORPION

Uważa, że można odchudzić się w sposób znacznie przyjemniejszy niż katowanie się dietami. Je więc jak wszyscy, ale za to mnóstwo czasu spędza na pływalni i tańcach. Z upodobaniem stosuje także rozmaite techniki magicznego odchudzania. Stara się zrzucić zbędne kilogramy przy pomocy swojego „Wyższego Ja”. Jeśli magia zawodzi, przypomina swoją ulubioną maksymę: „od befsztyka lepsza miłosna gimnastyka” i na dwa tygodnie funduje sobie jurnego kochanka. Jej ideałem jest figura śp. Marilyn Monroe – szczupła, a jednocześnie pełna seksownych wypukłości. Chciałaby mieć dokładnie taką samą, więc jeśli na przykład dojdzie do wniosku, że jej biust jest zbyt płaski, nie zawaha się powiększyć go silikonem. W tzw. „wieku balzakowskim” nabiera sporo wagi, lecz nawet stukilogramowa potrafi tak zalotnie kręcić swoją ogromną pupą, że na brak zainteresowania ze strony panów bynajmniej nie narzeka.

STRZELEC

Nie znosi rygorów ani ograniczeń, stąd jej niechęć do wszelkich diet i innych sposobów na schudnięcie. We wczesnej młodości próbuje zrzucić kilka kilogramów, kupując sobie specjalny rower do ćwiczeń. Szybko jednak dochodzi do wniosku, że znacznie przyjemniej spędza się czas przed telewizorem, niż kręcąc bez sensu nogami. Je to, co lubi, i wtedy, gdy ma ochotę. Jeśli zamarzy się jej nagle stek, lub schabowy, smaży go nawet w środku nocy. Na myśl o czekoladzie natychmiast wstępuje do sklepu i kupuje na wszelki-wypadek trzy opakowania. Inne panie, odżywiając się w ten sposób, tyją na potęgę. Ona, o dziwo, rzadko przekroczy 60 kg (o czym nawet nie wie, gdyż nigdy nie przyjdzie jej do głowy, by się zważyć). Nudzi się na spotkaniach z przyjaciółkami, które potrafią godzinami ględzić o tym, jak schudnąć. Nie bardzo wie, co to takiego kalorie, i zupełnie nie może pojąć, dlaczego tyje się od zwykłego chleba i kubka słodkiej kawy. Odchudzające się koleżanki ma za kompletne kretynki, bo kto to widział rujnować swój organizm w imię jakichś tam babskich fanaberii.

Czytaj także

WAŻNE: Świąteczny rozkład jazdy ZKM w Wągrowcu

Redakcja

Kolacja wigilijna dla seniorów

Redakcja

Zosia z Mieściska wystąpi dzisiaj w MasterChef Junior! [FOTO]

Redakcja