Miarą naszego człowieczeństwa jest ponoć nasz stosunek do zwierząt. A jaki on jest? Niby coraz lepszy, choć wciąż się zdarzają idioci, którzy bezmyślnie i sadystycznie zwierzęta traktują. Pocieszające jest jednak to, że te przypadki są coraz rzadsze, a reakcja opinii publicznej i sądów jednoznaczna (kary bezwzględnego więzienia zdarzają się coraz częściej). Człowiek z rozmysłem i perwersyjną przyjemnością krzywdzący zwierzę to bestia i potwór. A jak nazwać kogoś, kto z wyrachowaniem na śmierć wysyła człowieka? Kilkanaście dni temu pisaliśmy o zwłokach, znalezionych nieopodal Skoków. Nikt nie wiedział kim jest zmarły mężczyzna. Najpierw ustalono, że to Ukrainiec i że najpewniej pracował w jakimś tartaku. Szokujące informacje przyszły teraz. Wasyl, bo tak miał na imię ten mężczyzna, to 36-latek, który pracował w Nowym Tomyślu, w firmie produkującej trumny. Zasłabł w pracy podczas upału. A jak zareagowała wezwana szefowa? Zabroniła wezwać pogotowie (Wasyl pracował na czarno), resztę pracowników zaś zwolniła do domu. Ciało znalezione koło Skoków to właśnie Wasyl. Zatrzymano także innego Ukraińca zamieszanego w tę śmierć. Co sądzić o kobiecie, z pozoru normalnej, prowadzącej firmę, zatrudniającej ludzi, która tak reaguje na zasłabnięcie swojego pracownika? Pozbywa się go, każe wywieźć ponad 100 kilometrów dalej i porzuca?! Jak ją nazwać? Jak ukarać? Co miała w głowie? Co w sercu? Mam nadzieję, że mimo najpoważniejszej nawet kary, a grozi jej ponoć tylko 5 lat więzienia (co oznacza, że po niespełna 3 latach może wyjść na wolność!) dopadną ją wyrzuty sumienia, że będzie cierpieć z tego powodu, że wciąż będzie widzieć twarz Wasyla, że nigdy, do końca swych dni jej nie zapomni… Mam na to wszystko nadzieję, bo to by znaczyło, że jest w niej jeszcze choćby odrobinka człowieczeństwa.