Prokurator domaga się surowszego wyroku, a adwokaci chcą uniewinnienia.
Dzisiaj w Sądzie Okręgowym w Poznaniu rozpoczęła się apelacja od wyroku skazującego Grażynę F., właścicielkę zakładu produkującego trumny pod Nowym Tomyślem, która w czerwcu 2019 roku wywiozła ciało zmarłego w jej firmie Ukraińca do lasu pod Skokami, wcześniej nie udzielając mu pomocy – poinformowała telewizja TVP3 Poznań.
W maju ubiegłego roku przed Sądem Rejonowym w Nowym Tomyślu zapadł wyrok pierwszej instancji. Prokuratura oskarżyła Grażynę F. o to, że nie udzieliła pomocy i nieumyślnie spowodowała śmierć Wasyla Czorneja. Nowotomyski sąd uznał kobietę winną zarzucanego jej czynu.
Sąd postanowił wymierzyć jej karę roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Dostała ona również zakaz zajmowania stanowisk związanych z zatrudnieniem pracowników przez 8 lat i także 8-letni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej związanej z zatrudnieniem pracowników.
Od tego wyroku odwołała się zarówno prokuratura, jak i sama skazana. Jak relacjonuje telewizja TVP3 Poznań, prokuratura wskazując na błędy formalne i rażąco niewspółmierną karę, wniosła w apelacji o uchylenie wyroku i skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania przez sąd pierwszej instancji. Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej wniósł natomiast o zwiększenie wymiaru kary orzeczonej wobec oskarżonej na karę 3 lat pozbawienia wolności.
O przekazaniu sprawy do ponownego rozpoznania wnieśli także obrońcy oskarżonej. Zaznaczyli jednocześnie, że gdyby sąd nie uchylił wyroku, to wnoszą o uniewinnienie Grażyny F. od zarzucanych jej czynów, bądź złagodzenie wymiaru kary.
Sąd ma ogłosić wyrok 22 stycznia.
Ta sprawa głośna była w całej Polsce. Przypomnijmy, że ciało Wasyla Czorneja znaleziono w połowie czerwca 2019 roku w lesie pod Skokami. Nie było wiadomo kim jest zmarły mężczyzna. Śledczy szybko ustalili jednak, że ciało należy do 36-letniego Ukraińca, który nielegalnie pracował niedaleko Nowego Tomyśla, w zakładzie produkującym trumny.
Początkowo nie było wiadomo jak ciało Wasyla trafiło do lasu pod Skokami i czy śmierć nastąpiła w zakładzie, podczas 150-kilometrowej drogi do powiatu wągrowieckiego, czy już w lesie, gdzie ciało znalazł leśniczy. Dopiero sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł poprzedniego dnia na skutek niewydolności oddechowo-krążeniowej.
Śledczy ostatecznie zatrzymali i oskarżyli szefową firmy Grażynę F., a także Serhija H.
Według ustaleń prokuratury, Wasyl C. zasłabł podczas pracy w zakładzie stolarskim. Pracujący tam inni obywatele Ukrainy poprosili wtedy kierowniczkę zakładu Grażynę F. o wezwanie pogotowia. Kobieta miała jednak oświadczyć, że „nigdzie nie zadzwoni, jak również zakazała im wzywania pomocy”.
W pewnym momencie jeden z pracowników – Serhij H. rozpoczął akcję reanimacyjną – lecz nie przyniosła ona rezultatu. Wasyl C. nie dawał już żadnych oznak życia.
Wówczas Grażyna F. nakazała zakończenie pracy i wydała wszystkim pracownikom polecenie opuszczenia hali produkcyjnej. Następnie kobieta miała zamknąć zakład pozostawiając w nim ciało zmarłego.
Prokuratura ustaliła, że Grażyna F. udała się do Poznania, gdzie wynajęła samochód. Po powrocie oświadczyła, iż Serhij H. ma jej pomóc w załadowaniu zwłok do pojazdu, którym przyjechała. Ten odmówił, lecz Grażyna F. zagroziła, że nie wypłaci mu pensji.
Serhij H. bał się zgłosić zdarzenie na policję, gdyż przebywał w obcym kraju, nie znał języka, jak również nie miał umowy o pracę. Ostatecznie przeniósł zwłoki do samochodu, którym Grażyna F. pojechała do lasu pod Skokami, gdzie porzuciła ciało.
Serhijowi H. zarzucono, że pomagał Grażynie F. w zatarciu śladów przestępstwa. Nowotomyski sąd uznał jednak, że zrobił to ze strachu. Jemu w pierwszej instancji wymierzono jedynie karę grzywny – 400 stawek dziennych po 20 zł, czyli 8 tys. zł.
Wasyl Czornej został pochowany na Ukrainie, pozostawił zrozpaczoną rodzinę: żonę, trójkę dzieci i schorowanych rodziców.
Źródła: TVP3 Poznań, informacja własna