ZAGOTOWANA: Greenpoint

Spalić, wywalić, nie wywalić, odzyskać energię, zaoszczędzić. Oto gorąco dyskutowane  w ostatnich dniach postulaty. Z jednej strony widmo katastrofy ekologicznej, z drugiej, jak najdalej od własnej, wstydliwej nadprodukcji resztek.

Powiało grozą. Cała nadzieja w zielonych. Mają potencjał, dają energię, są tanie, piękne, dostępne i w całości biodegradowalne. Pod jednym wszakże warunkiem: muszą trzymać jakość i świeżość. Wypasione stoiska warzywne w naszych sklepach to norma. Asortyment przebogaty, nierzadko egzotyczny. Niestety ich jakość bywa różna. Warzywa na ogół traktuje się źle, źle przechowuje a następnie, bez pardonu, wyrzuca. Trudno  oprzeć  się wrażeniu, że  stanowią  jedynie modny element aranżacji przestrzeni lub barwny dodatek do zakupów właściwych. A życiodajny zielony jest delikatny i wrażliwy. Szeleści treści subtelnie ale zauważalnie. Wystarczy mu się dobrze przyjrzeć, potraktować z szacunkiem a odwdzięczy się doskonałym smakiem i psychodeliczną, ożywczą barwą.

            Na początek brokuł. Znany, prosty w obsłudze protoplasta kalafiora. Składa się z łodygi i róż. Wszystko jadalne, piękne i zdrowe. Ale uwaga!: jeden brokuł równa się jedna łodyga. Opatulone szczelnie folią róże o dwóch łodygach to nie żaden cud natury. To ożenione zręcznie dwa egzemplarze, pozbawione wcześniej nadpsutych części. Niby wszystko w porządku ale lekki  szwindel jest. Istotny w wyborze brokuła jest również kolor. Musi być intensywnie zielony, soczysty, bez żółtych czy brunatnych przebarwień. Brokuły można jeść na surowo jak i gotować, ale nie na miękko. Najlepiej zblanszować je przez 3-4  min w mocno osolonym wrzątku a następnie szybko schłodzić w lodowatej wodzie. Zatrzymuje się w ten sposób proces gotowania, zabezpiecza kolor i wszelkie witaminy. Później wystarczy je wrzucić na rozpuszczone masło z dodatkiem czosnku  i podgrzać. W przypadku rozgotowania jedyny ratunek to blender i w efekcie krem brokułowy.  To co odstrasza wiele osób to zapach brokułów podczas ich gotowania.

To prawda. Brokuły straszą zapachem ale tylko w dwóch przypadkach: kiedy są przenawożone i rozgotowywane.

            Królowa ruccola. Ma mocny pieprzowo- chrzanowy i jednocześnie orzechowy smak. W przygotowaniu banalnie prosta. Wystarczy posypać ją świeżo startym parmezanem i polać dobrą oliwą. Moda na ruccolę trwa nieprzerwanie od dobrych 15 lat. Dostępna jest niemal wszędzie, szkoda tylko, że w półhurtowych, plastikowych pudłach, przerośnięta i zwiędnięta. Trudno się  dziwić  że w takim wydaniu, w pewnych kręgach nazywana jest „ mleczem”. Włosi, traktują ją z namaszczeniem. Sprzedawana jest w pęczkach jak pietruszka  czy koperek. Niewielka jej ilość podkręca nie tylko sałatę. Ruccola kocha wołowinę. Podaje się ją do steków czy klasycznego carpaccio. Nie pogardzi też truskawkami, fetą , szynką czy pomidorami. Kluczem do sukcesu jest, jak zwykle  jakość. Najpyszniejsza ruccola ma drobne, ciemnozielone listki i jest jej, niestety, jak na lekarstwo.

            Spośród licznego asortymentu  sałat wybieramy najpopularniejszą i najbardziej swojską –  masłową. W kultowym, letnim wydaniu podawano ją kiedyś ze śmietaną do pieczonego kurczaka. Początkowo niezwykle delikatna, słodkawa, mięciutka, szybko traci swój urok. Sałatę masłową wybieramy nie na oko lecz na wagę. Im cięższa tym lepsza. Po zebraniu najlepiej jest ją opłukać, wysuszyć i przechowywać w plastikowym woreczku w lodówce. Mówię po zebraniu, ponieważ  po kupieniu najczęściej nie nadaje się do niczego. Pobiera się ją z sałatowego stosu, odwróconą do góry nogami, wymęczoną, półżywą. Wystarczyłby drobny, tani myk: świeżą sałatę umieszczamy w  plastikowej siatce, korzeniem do dołu i układamy w kartonie. Klient pobiera siatkę wraz z sałatą szacując jednocześnie jej ciężar. Odwrotnie  rzecz się ma z  hitem wszech czasów: mieszanką Fit & Easy w różnych konfiguracjach. W założeniu jest to mix sałat, które wysypujemy z worka wprost do miski, polewamy oliwą i cieszymy się zdrowym posiłkiem. W najlepszym wypadku, jeśli mamy szczęście, znajdziemy tam sałatowy szrot, mieszanej świeżości. Ogonki, zbrązowiałe, końcóweczki, wypłowiałe kolorki. Jeżeli ktoś marzy o kompostowniku, to ma go na tacy, very easy.

Related posts

KOBIETY: Będzie u nas BEZPŁATNA mammografia [ZAPOWIEDŹ]

W tajemnicy przed żoną chciał wyjść do sklepu. Nadział się na płot. Potrzebna była pomoc strażaków! [FOTO]

OSTATNIE POŻEGNANIE: Odeszła od nas Marianna Marczyk