Mając znacznie poważniejsze problemy, zajmujemy się… nakrętkami.
Wracam jeszcze raz do tematu sprzed tygodnia o wyborach do europarlamentu. Prywatnie dostałem wiele ciekawych opinii. Część z nich w pełni zgadza się z moimi poglądami, część całkowicie od nich odbiega.
Faktem jest jednak, że narastający sprzeciw mieszkańców Europy, co do obecnej polityki UE, jest spowodowany wciąż rosnącą irytacją i niezadowoleniem z tego, w jakim kierunku stary kontynent zmierza.
Europa stojąca u progu wojny i mająca ogromny problemem migracyjny zajmuje się nakrętkami do butelek i zielonym ładem. Nic więc dziwnego, że nastroje nacjonalistyczne padają na podatny grunt. Od lat panująca w Unii atmosfera poprawności politycznej i niekontrolowanej otwartości na różnorodność kulturową doprowadziła do tego, że są całe dzielnice miast w Niemczech, Francji, Holandii czy Włoch, które są opanowane przez imigrantów, właściwie bez kontroli władz tych krajów. Pełno tam osób, które wcale nie mają zamiaru się integrować i przyjmować naszych wartości kulturowych i światopoglądowych. I powstają całe enklawy, które rządzą się własnym „prawem”, gdzie nawet lokalna policja nie radzi sobie z tym problemem.
Starzejąca się Europa potrzebuje imigrantów, ale nie może się to odbywać tak na „łapu-capu”, bez żadnej kontroli. Co nie zmienia mojej oceny ,że najlepsze, co spotkało Polskę po 1989 roku, to przystąpienie do NATO i UNII EUROPEJSKIEJ. Zgadzam się jednak z tymi, którzy głośno mówią o tym, że Unię trzeba na nowo ukształtować, a pierwotne założenia należy dostosować do problemów i wyzwań dnia dzisiejszego.
Bezpieczeństwo, stabilność ekonomiczna, światopoglądowe i kulturowe wartości europejskie muszą być wartościami nadrzędnymi, a dopiero będzie czas i miejsce na poprawność polityczną i multikulturową.
Krzysztof Garnetz,
Wągrowczanin z optymizmem patrzący w przyszłość