Do tej niebywałej tragedii doszło kilka dni temu w Działyniu (gmina Kłecko) przy trasie pomiędzy Wągrowcem a Gnieznem.
72-letnia pani Maria opiekowała się swoim 18-letnim wnukiem od jego urodzenia. Chłopiec był dzieckiem z niepełnosprawnością, ale poruszał się samodzielnie, a babcia była dla niego jak mama, dobrze się nim opiekując. Ci, którzy znali tę rodzinę, dobrze wspominali zarówno chłopca, jak i jego babcię.
Dziennikarze „Super Expressu” rozmawiali z sąsiadami tej rodziny, którzy wyjaśniają, że chociaż chłopiec niewiele umiał powiedzieć, to był wyjątkowo komunikatywny i otwarty.
– Czasami nawet łobuzował – z uśmiechem wspominają Kubę sąsiedzi pani Marii, a na samą myśl o przesympatycznym nastolatku uśmiechają się sami do siebie. Z pozoru niczego im nie brakowało. – Maria dbała o swojego wnuka i bardzo go kochała – mówią koleżanki kobiety w rozmowie z „SE”.
Nic nie zapowiadało tragedii… W piątek 1 kwietnia pani Maria zabrała wnuka do chlewiku przy bloku, gdzie mieszkali. Tam doszło do tragedii…
Prokurator z Gniezna uznał, że doszło do tak zwanego „samobójstwa rozszerzonego”, czyli pani Maria najpierw życia pozbawiał wnuka, a potem siebie.
Co było powodem? Tego na razie nie wiadomo, być może nie dowiemy się nigdy.
Źródło: „Super Express”
Fot. ilustracyjne „OnW”